Byliśmy na wycieczce w Gruzji
W dniach 30.06-8.07.2018 r. członkowie Rzeszowskiego Oddziału SEP zwiedzali Gruzję. Plan wycieczki przewidywała trasę od Wysokiego Kaukazu po Batumi. Gruzja to kraj kontrastów. Widzieliśmy zielone szczyty Kaukazu powyżej 3 tyś. metrów – u nas to gołe turnie. Byliśmy na stepie z tabunami koni widocznymi przez rozedrgane powietrze o temperaturze powyżej 40 C, bezkresny step ograniczony niebieską mgiełką jawił się jako symbol przestrzeni i wolności. Widzieliśmy szklane pałace i tuż obok zrujnowane kilkunastopiętrowe bloki mieszkalne mające wyrwane okna jak puste oczodoły (fot.1a). Wszędzie obecne były luzem chodzące krowy korzystające ze swobodnego wypasu, stojące na szosach czekając aż pęd samochodu odgoni chmury much. Byliśmy w gościnie u Gruzinów, właścicieli gospodarstwa na wsi, stół na 40 osób pod pergolą z winogrona zastawiony nie tylko produktami z własnego ogródka (i ogródków sąsiadów) ale również z własnej piwniczki. Oj wesoło było!!! Ale….. co drugi dom na wsi jest opuszczony, popada w ruinę, właściciele wyjechali „za chlebem”…. Czy poznaliśmy Gruzję? Myślę, że chyba nie, że to tylko powierzchowne wrażenia. Historię tego małego kraju wciśniętego między Rosję, a kraje islamskie przybliżył nam w długich wykładach nasz wspaniały przewodnik Jacek.
Ale od początku: wylądowaliśmy w Kutaisi drugiej stolicy Gruzji po całonocnej podróży do Warszawy i przelocie. Zapakowani do autokaru wyruszyliśmy w Wysoki Kaukaz Gruzińską Drogą Wojenną, (fot.1) krętą wspinającą się aż na przełęcz Krzyżową na wysokości 2379 m (fot.2). Jest to jedyna droga łącząca Rosję z Gruzją , Turcją i dalej. Przed granicą naliczyliśmy 164 tiry czekające grzecznie w kolejce. Niezapomniane widoki Wielkiego Kaukazu, nocleg w wysokogórskim hotelu. Pogoda wspaniała, widać ośnieżony szczyt drzemiącego wulkanu Kazbeg. Jedziemy autkami terenowymi do kościoła św. Trójcy położonego na wysokości 2170 m. Zwiedzanie, pamiątkowe zdjęcia (fot.3) i część osób zjeżdża, a reszta schodzi pieszo. Ścieżka na trawersie (fot.4) góry z kościołem schodzi czasami dosyć ostro w dół, (fot.5) nie ma zakosów, schodów, zupełna natura i palące słońce. Po dwóch godzinach na dole trochę drżą kolana ale odpoczywamy w barze zjadając gruzińskie danie (fot.6) jajko sadzone z serem wewnątrz gorącej bułki, wyborne z zimnym piwem. W hotelu huczne imieniny Halinki. W drodze do Tbilisi mijamy jezioro Żinwalskie z ziemną zaporą i elektrownią wodną 2 x 130 MW.
„Tbiliso urzekło nas urodą swą” (fot.7) – zwiedzamy miasto, świątynie, katedra ze specyficznym krzyżem św. Nino apostołki i patronki Gruzji (fot. 8 i 9). Zachowane wspaniałe freski . Wjeżdżamy na punkt widokowy (fot.10) obok pomnika Matki Gruzji, słoneczna, bezchmurna pogoda ok. 38 C. Opuszczamy Tbilisi, spacer po mieście twierdzy Signagi , Monastyru Bodbe, obiad w gospodarstwie Gruzinów, złożony z tradycyjnych dań (fot.11).
Jedziemy w step na pogranicze z Azerbejdżanem, 14 km pokonujemy w …55 minut, naszym celem jest klasztor Udabno, którego mnisi lubią spokój i samotność, mieszkają w celach wykutych w skałach (fot.12) otaczających remontowaną cerkiew (fot.13). Stąd taka droga, co nie zniechęca amatorów wejścia do drugiej części klasztoru o 170 m wyżej, trasa trekkingowa, wymagająca dobrych butów, a przede wszystkim dobrej podeszwy, która nie ślizga się na stromych podejściach i zejściach. Temperatura odczuwalna powyżej 40 C, bezchmurne niebo i żar bijący od kamieni. Ale to wszystko zostaje zrekompensowane po wejściu na szczyt, bezkresny step, rudo-zielony, pofalowany z tabunami pasących się koni. Wąska ścieżka bez żadnych zabezpieczeń (fot.14) trawersuje strome zbocze, pozwalając wejść do wykutych jaskiń z ciekawymi malowidłami, dających odrobinę chłodu i cienia.
Wracając zatrzymujemy się w restauracji stepowej prowadzonej przez polską rodzinę, właściciel opowiada o początkach działalności, o przyjaznym nastawieniu mieszkańców i urzędów, o życiu w Gruzji. Zjadamy smaczny obiad popijamy gruzińską herbatą i domowej roboty winem. Na deser nie podaje się tutaj słodkich ciast ale tradycyjnie różne owoce.
Mccheta dawna stolica Gruzji, to dla Gruzinów miejsce wyjątkowe. Miejsce koronacji i pochówków gruzińskich królów. Katedra Sweti Cchoweli (Drzewo Życia) do dziś jest najważniejszym gruzińskim kościołem, siedzibą patriarchy gruzińskiego kościoła prawosławnego. Koronacje i pogrzeby królewskie odbywały się tu aż do XIX w., a dziś jest głównym celem licznych wycieczek turystycznych. Mccheta leży przy ujściu rzeki Aragwa do Kury (fot.15). W 1994 roku zabytki historyczne Mcchety zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Następnie zwiedzamy największe skalne miasto na terenie Gruzji Upliscyche, powstanie budynków datuje się od V wieku p.n.e. do późnego średniowiecza są one mieszanką architektury pogańskiej i chrześcijańskiej. Przed wiekami oddawano tu cześć Słońcu i składano ofiary z mężczyzn. Z uwagi na strategiczne położenie, na wysokim brzegu rzeki Kury, miasto funkcjonowało jako twierdza. Wspinamy się po stromych schodach, dalej brak ścieżek tylko szorstkie podłoże i dobre buty pozwalają na zwiedzanie miasta (fot.16 i 17).
Dzień pełen wrażeń bo jeszcze jedziemy do Gori, miasta urodzin Stalina i zwiedzamy ogromne , poświęcone mu muzeum. Fotografie i zgromadzone dokumenty przedstawiają całe życie radzieckiego przywódcy i dyktatora.
Jeszcze miasteczko Galeti i monastyr ufundowany w 1106 przez króla Dawida IV Budowniczego (1089-1125). Legenda mówi, że król osobiście brał udział w budowie. Po śmierci został tam pochowany. Do naszych czasów w monastyrze przetrwały przepiękne freski i manuskrypty pochodzące z XII–XVII w. (fot.18).
Przedostatni dzień pobytu i zwiedzanie najpiękniejszego miasta Gruzji. Batumi, jest stolicą (fot.19) Autonomicznej Republiki Adżarii, czyli jednego z najbogatszych i najbardziej zadbanych regionów Gruzji. Obecne Batumi to miasto prawdziwych kontrastów. Z jednej strony bardzo nowoczesne i imponujące drapacze chmur, a z drugiej obskurne pozostałości po ZSRR. W Batumi padał deszcz (fot.20 i 21). Było mglisto szaro i mokro, zwiedzaliśmy ogród botaniczny i najnowocześniejszą część miasta położoną nad morzem. Kamienista plaża nie zachęcała do kąpieli. Spacer po nadmorskim bulwarze. Bardzo ciekawy ruchomy pomnik Ali i Nino. Historia wielkiej miłości młodziutkiej gruzinki Nino oraz tureckiego chłopca Ali. Podświetlane postacie łączą się i rozchodzą.
Pomnik znajduje się w pobliżu diabelskiego koła na samym początku nadmorskiego bulwaru. Wieża z kawiarnią na szczycie. Batumi ma swój niepowtarzalny urok.
Ostatni dzień, tej jaskini nie było w planie, ale dzięki świetnej organizacji pilota zwiedzamy Jaskinię Prometeusza. Bajkowy świat,(fot.22) ogromne przestrzenie, 1,4 km wędrówki zakończonej rejsem łodzią po wewnętrznej rzece. Syci wrażeń wsiadamy do spóźnionego o 2 godziny samolotu. Okęcie plus 6 godzin jazdy i jesteśmy w domu. Było pięknie.
Tekst: Barbara Kopeć
Zdjęcia : Jan Rodziński